Strony
"Two people can look at the same thing and see it differently." - Justin Bieber
sobota, 5 kwietnia 2014
czwartek, 3 kwietnia 2014
Rozdział 11
- Powiedz "Przepraszam Justin"!
- Nie! - śmiałam się coraz bardziej, a on nadal nie przestawał. Wymiękłam. - Prze-przepraszam Ju-justin! Przestań, pro-proszę!
- I nie można było tak od razu? - puścił mnie, a na jego twarzy pojawił się głupi uśmieszek.
- Nie można było. - wystawiłam mu język.
- Wiedz, że będziesz tak ulegać w wielu kwestiach, kochanie. - powiedział, zbliżając się do mnie i składając na moich ustach namiętny pocałunek. Nie narzekając, oddałam mu go.
-------------------------------------------
To było głupie, bo po chwili szybkiego namysłu powiedziałam sobie "co ja właśnie robię?". Przecież Justin nie był moim chłopakiem, znaliśmy się dosyć krótko i nie byłam gotowa na coś więcej niż niezobowiązująca przyjaźń. A my właśnie leżeliśmy na plaży, całując się. Momentalnie walnęłam się w myślach w głowę. Oderwałam się od niego i powoli wstałam. Założyłam z powrotem buty i odeszłam od Justina, jak gdyby nigdy nic. Czułam, jak swoim wzrokiem wypala mi dziurę w plecach. Weszłam do jego samochodu i po prostu czekałam, bo wiedziałam, że zaraz się pojawi.
- Terri, co się stało? Co jest? - zapytał od razu, gdy usiadł na miejsce kierowcy.
- To wszystko... wszystko leci za szybko. - odpowiedziałam, kręcąc głową. Mogłam zauważyć, jak Justin zaciskał swoje pięści na kierownicy, ponieważ jego knykcie pobielały.
- Rozumiem. - to wszystko. Nic więcej nie powiedział. Byłam aż zdziwiona jego zachowaniem. Musiał wiedzieć, że ze mną nie wygra. Czułam się źle, bo przez całą drogę nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Czar prysł - nie miałam zamiaru zachowywać się, jakby był moim chłopakiem, bo nim nie był i nawet bym tego nie chciała. Jestem jeszcze niedojrzała psychicznie do jakiegokolwiek związku. Tak sądzę.
- Dziękuję za dzisiaj. Było cudownie. I przepraszam. - delikatnie położyłam swoją dłoń na jego. Chciałam mu pokazać, że to nie jego wina.
- Cudownie? To - obrócił palcem w powietrzu - nazywasz cudownym? - podniósł brwi, czekając na moją odpowiedź. Tak, zadręczał się.
- W porządku Justin. Było naprawdę fajnie. - położyłam swoje obie splecione ręce na kolanach, patrząc się przed siebie. Nie mogłam patrzeć wtedy na niego. - Nie jestem gotowa na nic więcej. Przepraszam. Jak zwykle wszystko spieprzę, ale ja tego nie chcę, rozumiesz? Nie chcę angażowania się i tych wszystkich innych spraw, które mnie do ciebie cholernie przywiążą. Chyba powinniśmy odpocząć. Ja powinnam... - popatrzyłam się na niego, ale jego wzrok niestety nie był mną zainteresowany. Justin patrzył w bok, przez okno.
- Nie odpuszczę. - oblizał usta i przeczesał nerwowo włosy.
- Cześć, Justin. - pogładziłam kciukiem wierzch jego dłoni. Następnie wyszłam z auta i skierowałam się do swojego domu. Dręczyło mnie to, co miały znaczyć jego ostatnie słowa - "nie odpuszczę". Jednak chciałam o tym dzisiaj zapomnieć.
Justin's view:
Kurwa, co to miało znaczyć? Co ja do chuja zrobiłem, żeby sobie na to zasłużyć? Miałem ochotę teraz coś rozwalić. Odpaliłem auto i z piskiem opon odjechałem spod domu Teranee. Wiedziałem, gdzie się udać. Tylko jeden człowiek mógł dzisiaj dać mi to, co potrzebowałem - Samuel. Podjechałem pod zniszczony budynek. Tam zwykle przesiadywał.
- Chodź tu, skurwysynie! - krzyknąłem, mocno zdenerwowany. - Samuel! - od razu wyłonił się zza kruszącego się filara. Stał tam obwieszony w swoje łańcuchy i pakował torbę. Nie musiałem pytać, co w niej było.
- Jeśli coś chcesz, to tu podejdź, pizdo.
- Jeszcze słowo. - ostrzegłem go. Nie miałem sił na gówniane przepychanki. Chciałem jedynie zioło.
- Bierz i znikaj. - pokazał na zapakowaną po brzegi torbę. - Albo zostań chwileczkę... wrócisz do nas? - racja, mieszkałem tu niedługo, ale zdążyłem już zaznajomić się z niewłaściwymi osobami. Brałem udział w nielegalnych wyścigach ulicznych, a Samuel chciał, abym to kontynuował.
- Jakieś konkrety?
- Jutro, 22. Na placyku, jak zwykle. - rzucił, zakładając torbę na ramię. Wiedziałem, że powinienem wtedy powiedzieć nie, ale byłem zbytnio wkurwiony.
- Postaram się. Yo. - podałem mu rękę i ruszyłem z towarem do auta. Od razu odpaliłem zioło i przycisnęłem pedał gazu do 200 km/h. Było niebezpiecznie. Jednak jestem znakomitym kierowcą i dzięki temu bez problemu dojechałem do domu. A właściwie do domu Dylana.
- Siema, stary. Co tak wleciałeś? - powiedział, przeżuwając coś w buzi.
- Mam towar, chcesz?
- Zgłupiałeś? Miałeś z tym skończyć, idioto! Teranee nie będzie zadowolona. - powiedział, zrzędliwym głosem.
- W dupie mam Teranee i wszystkie inne laski.
- Uuuuu, dała ci kosza? - uderzył mnie pięścią w ramię.
- Zamknij się, zanim rozwalę ci nos.
- Wyluzuj! - odpowiedział, biorąc do ręki telefon.
- Od kiedy ty piszesz sms'y?
- Od wczoraj. - powiedział z sakrazmem. - Muszę się z nią jakoś kontaktować.
- Z nią? - zapytałem zdezorientowany, wskazując na telefon. - Nieeeee! - krzyknąłem, łapiąc o co w tym wszystkim chodzi.
- Tak, jest już moja. - na jego twarzy pojawił się głupi uśmieszek. Wiedziałem, że zdążył już przelecieć Mię. Jednak ja mimo tego, że nie chciałem o niej myśleć, wciąż to robiłem. Nie mogłem wyrzucić Terri z głowy. - Idziesz z nami na imprezę? - zapytał z nadzieją. Teranee nie wiedziała, że ja i Dylan jesteśmy przyjaciółmi. Zresztą Mia chyba też nie. To nie był czas na podwójną randkę. Zdecydowanie nie.
- Kiedy? - zapytałem jednak, żeby nie zabrzmieć chamsko.
- Jutro, jakoś o 21. Co ty na to? - wstał z kanapy, trąc tył głowy i kierując się do kuchni.
- Jutrzejszy wieczór mam już zaplanowany. Ja, moje auto i nikt więcej. Siema! - wstałem z miejsca i wychodziłem już z jego domu, gdy mnie zatrzymał.
- Justin, nie rób tego. To gówno jest nałogiem - wciągnie cię, zanim się skapniesz. - spojrzałem na niego wzrokiem mam-to-w-dupie i strąciłem jego rękę z mojego ramienia. Miałem głęboko to, co on na ten temat myśli. Musiałem się jakoś rozerwać.
Teranee's view:
Nie chciało mi się iść na tą imprezę, ale się zgodziłam, bo chciałam poznać tego Dylana. Byłam ciekawa kim on jest i jaki jest. To było dopiero jutro, a przed sobą miałam jeszcze cały dzisiejszy wieczór. Leżałam na łóżku, w ciepłych skarpetkach, w za dużej bluzie, z kubkiem kakao w ręce oglądając jakiś denny film, który mało mnie interesował. Zbawił mnie mój śpiewający telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, z nadzieją, że odezwał się Justin. Jednak, "nadzieja matką głupich". Napisał do mnie Josh.
Od: Josh
Co robisz? Wpadaj do mnie, bo się zanudzę.
Zdziwiłam się, gdy odczytałam tego sms'a, bo w sumie dawno już nie gadaliśmy jak przyjaciółka, z przyjacielem.
Do: Josh
To ty wpadaj, bo nie mam kompletnie humoru. Czekam! x
Gdy nie odpisał, wiedziałam, że będzie za jakieś 10 minut. Josh był typem człowieka, który przybywał, jak tylko go potrzebowałaś. I to mi się w nim podobało. Mogłam na nim polegać.
Justin's view:
Nie mogłem tak siedzieć i nic nie robić. Nadal nie wiedziałem, dlaczego chce ode mnie odpocząć. Najlepszym rozwiązaniem było pogadanie z nią, więc podniosłem dupę z łóżka i wybiegłem z domu, wchodząc do auta. Włączyłem głośną muzykę i ruszyłem w stronę domu Teranee. Musiałem się dowiedzieć, na czym stoję.
---------------------------------
Ta daaaam!
Mogę tylko powiedzieć, że kolejny rozdział będzie miał wiele wrażeń. Tych pozytywnych, ale negatywnych również.
Oceniajcie.
SEE YA! - Natalia :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)