"Two people can look at the same thing and see it differently." - Justin Bieber

sobota, 8 marca 2014

Rozdział 7

- A nie będzie? - powiedział szczerze, z lekkim uśmiechem. Nie odezwałam się, więc wziął to chyba jako odpowiedź. Spojrzał mi jeszcze głęboko w oczy i tak po prostu odszedł. Moja wiedza na jego temat ograniczała się do znajomości jego imienia i czułam się z tą myślą okropnie.


---------------------------

 

Nie mogę uwierzyć, że on zrobił mi malinkę! Jak on śmiał?! Jeśli jeszcze kiedyś go spotkam, to się policzymy. Przez chwilę wpatrywałam się jak jego postać znika wśród tłumu, a potem sama wyszłam na zewnątrz. Od razu buchnęło we mnie zimne powietrze i na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Pobiegłam jeszcze na sekundę do klubu, bo tam zostawiłam kurtkę i ponownie z niego wyszłam. Postanowiłam poczekać na dziewczyny przy aucie. Sądziłam, że Mia zauważy, że nie ma mnie w klubie i pójdzie mnie szukać na dworze, ale myliłam się. Postanowiłam wysłać do niej sms'a.


Do: Mia

Możemy już wracać? Stoję przy aucie.

 

Kliknęłam 'wyślij' i wiadomość została wysłana. Po jakiś 5 minutach marznięcia spostrzegłam Mię i Savv wychodzące z klubu. Miały dziwne miny, coś jakby się o mnie martwiły. Mi jednak nic nie było. No może tylko jakiś kretyn potraktował mnie jak rzecz... Nieważne. Miałam zamiar o nim zapomnieć i to jeszcze tego wieczoru. 

- Co jest, mała? - podeszła do mnie Mia i złapała mnie za dłoń. - I co ty masz na szyi?! - wskazała na malinkę. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Gdyby Savanny nie było z nami, to wszystko bym jej wyjaśniła, jednak nie mogłam sobie na to pozwolić.

- Umm, to? - dotknęłam czerwonego śladu. - Zadrapałam się... był duży tłum i nie było wystarczająco miejsca do tańczenia. Sama nawet nie wiem jak to zrobiłam. - potrząsnęłam głową. -  Wszystko w porządku. - uśmiechnęłam się do niej posyłając jej spojrzenie potem-wszystko-ci-wyjaśnię.

- Ohh dobrze, powiedzmy, że ci wierzę. - powstrzymywała się od śmiechu. Grałyśmy w grę, w której Savannah nie uczestniczyła. Przykro mi siostro... zasady są zasadami. - Prawda Savv? - powiedziała do niej te słowa przepełnione udawaną słodkością.

- Przestań chamie! - szepnęłam niewidzialnie do Mii, śmiejąc się z jej bezczelności.

- Dobrze, już dobrze. - podniosła kąciki ust do góry. - Jedźmy już. - powiedziała i w tym samym momencie odjechałyśmy.


Justin's view:

Na dworze było dosyć zimno. Jednak nie tak zimno, żebym miał jakąś gęsią skórkę czy inne te gówna. Miałem ochotę wrócić do klubu i wpić się w jej usta, jednak tego chyba nie robi się na pierwszym spotkaniu... w sumie to drugim. Musiałem wyjść, bo nie mógłbym się dłużej powstrzymywać. Ona była zbyt seksowna, abym tylko stał i się na nią patrzył. Ale nie zamierzałem jej tak zostawić. Miałem plan. Poszedłem do swojego auta i czekałem aż ona i jej zwariowana przyjaciółka wsiądą do swojego samochodu i odjadą, a wtedy ja... jakby to ładnie powiedzieć, hmmm. Będę jechał za nimi. Tylko był jeden problem - Dylan. Kurwa, po co ja go tu brałem? Zaśmiałem się z mojej przyjacielskości. 


Do: Dylan

Ruszaj dupę i chodź do auta. Masz minutę!


Wysłałem do niego tą wiadomość najszybciej jak się dało, bo zauważyłem że Teranee wychodzi z klubu. Po chwili doszła do niej Mia i jakaś laska. Nie miałem pojęcia kim ona była, ale była gorąca. Za młoda na matkę, za stara na jej koleżankę. Gdy miałem zostawić tego idiotę samego w klubie, nagle drzwi się otworzyły.

- Wolniej się nie dało?

- Wyluzuj, stary. I tak nawet nie wiem o co w tym wszystkim chodzi. - powiedział do mnie Dylan, z wzrokiem mówiącym nie-ogarniam-już-od-roku. 

- Jedziemy za Terri. I jej przyjaciółką... no i jakąś laską. Nieważne. Muszę ją jeszcze dzisiaj zobaczyć. - rzuciłem szybko do Dylana, na co już nie odpowiedział. Jechaliśmy za autem dziewczyn, aż w końcu się zatrzymały. To znak, że to jest to miejsce - dom Teranee. Zaparkowaliśmy w jakimś zaułku i obserwowaliśmy je. Najpierw wysiadła ta nieznana laska i popędziła od razu do domu. Następnie Mia, a potem dopiero Teranee, która wyglądała na żywego trupa. Nie wiem co jej było, ale wiem, że będę musiał jej poprawić humor. Wyglądała na wkurzoną i to pewnie na mnie. 

- Ej, to laska, z którą dzisiaj przetańczyłem większość wieczoru! - powiedział podekscytowany Dylan wskazując w stronę dziewczyn.

- Która?

- No ta najładniejsza. - powiedział ze zwycięskim uśmiechem.

- Zauroczyłeś się kretynie? - zaśmiałem się, przygaszając go i tym samym klepiąc go po plecach. - Sory, ale ona nie jest najładniejsza w tym towarzystwie. - odpowiedziałem, wiedząc która tak naprawdę jest z nich najładniejsza.

- Gówno prawda. - rzucił i wyszedł. Poszedł za Mią! Ja pierdole, pewnie jeszcze dzisiaj ją zaliczy. Teraz była kolej na mnie. Teranee już dawno weszła do wnętrza, więc mogłem zacząć działać. Wyszedłem z auta i podszedłem pod okno, zgadując że było jej. Trafny strzał. W pokoju stała Terri rozbierająca się z wyjściowych ubrań. Niezłe widoki... nie powiem. Wziąłem w rękę drobny kamyk i rzuciłem wprost w szybę. Nic. Wziąłem kolejny i zrobiłem to samo. Zero reakcji. Postanowiłem zrobić coś lepszego. Wziąłem kawałek kartki, którą miałem przypadkowo w kieszeni i długopis.


Wyjdź na zewnątrz. x

 

Zwinąłem ją i najpierw rzuciłem kamyk, a potem karteczkę. Schowałem się i usłyszałem otwieranie balkonu. Następnie jakieś gadanie - Terri przeczytała kartkę, a następnie to skomentowała. Zaśmiałem się. Ładnie mnie nazwała... palant. Chyba nie najgorzej? Czekałem pod bramką. W końcu w drzwiach pojawiła się postać. Teranee szła do bramki wolnym i niepewnym krokiem.

- Tęskniłaś? - powiedziałem, łobuzersko się uśmiechając. Oparłem się o pień drzewa, z rękami w kieszeniach i wpatrywałem się w nią. Ona jednak nawet się nie odezwała, tylko odwróciła się i kierowała z powrotem do drzwi. Wskoczyłem na bramkę i przeskoczyłem ją, a następnie znalazłem się przed Terri.


---------------------------


mkjiihuyfgte, jenyyyy! Jak oceniacie rozdział? 

czytacie = komentujecie misie :)

Obiecuję, że będzie coraz ciekawiej... pozdrawiam! 

 

 

 

 Jejuś nasz Justin już tydzień temu skończył 20 lat... :')#StillKidrauhl

 

 

niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 6

  CZYTASZ = KOMENTUJESZ!

 

- I nie obchodzi cię żaden doktorek ani LASKA LEŻĄCA NA TYM ŁÓŻKU? - na te słowa nałożyłam nacisk. Złączyłam swoje wargi i intensywnie patrzyłam na to, jaki był zdziwiony. 


-------------------------------------

 

- O czym ty mówisz? - zmarszczył brwi i nadal na mnie patrzył. Chyba nie skumał.

- No nie mów, że nie pamiętasz... - powiedziałam zabawnym tonem, trochę drwiącym z jego niepamięci.

- To.. to ty? - w końcu zapytał.

- Umm, nie... to tylko moja babcia. - odpowiedziałam zirytowanym głosem. Ten koleś zaczynał mnie wkurzać.

- Chciałem się tylko upewnić, bo wiesz... już na tym łóżku szpitalnym wyglądałaś seksownie. - posłał mi łobuzerski uśmieszek.

- Dupek. - warknęłam.

- Ohh, nie udawaj, że nie podobają ci się takie komplementy. - nadal ciągnął, a jego głupkowaty uśmiech nie znikał z jego twarzy.

- Cokolwiek pomoże ci w nocy spać!

- Tak w ogóle... - spojrzał na mnie ponownie, wyciągając rękę. - Jestem Justin.

- Teranee. - podałam mu rękę.

- Myślę, że fajnie spędzimy tą noc. - powiedział na koniec rozmowy, szturchając mnie w bok. - Na pewno będzie fajnie. - dodał, kiwając głową w upewnieniu. Wtedy wziął mnie za rękę i zaciągnął na parkiet. Nawet się nie stawiałam, bo wiedziałam, że nie dam rady. Był dobrze zbudowany i świetnie wyglądał - to muszę przyznać. Tańczyliśmy tak długo, że moje nogi w końcu zaczęły się pode mną uginać. Wygłupialiśmy się, wywijaliśmy, podnosił mnie, po czym z powrotem stawiał, tańczyliśmy seksownie, zwariowanie i nie wiem jak jeszcze. Jednym słowem to było mega dzikie! Ale nie powiem, że mi się nie podobało...

- Hmmmm. Czy ktoś tu poznał kogoś fajnego? - podeszła do mnie Mia, gdy usiadłam przy barze.

- Można tak powiedzieć. - wystawiłam jej język.

- Dobrze, dobrze, już nie przeszkadzam. - powiedziała, gdy zauważyła, że Justin zbliżał się do nas. - Pilnuj się złotko, nie chcemy niechcianej ciąży. - szepnęła mi do ucha, gdy odchodziła.

- Nienawidzę cię! - krzyknęłam do niej. Ona się odwróciła i wysłała mi buziaka. Zaśmiałam się i spojrzałam na Justina, który stał i przyglądał się temu wszystkiemu.

- Czemu się tak przyglądasz? - powiedziałam do niego z zaciekawieniem w oczach.

- Jesteście nienormalne. - odpowiedział, śmiejąc się lekko.

- Co ty właśnie powiedziałeś? - zmrużyłam zabawnie oczy i udawałam wkurzoną.

- Że jesteście nienormalne. NIENORMALNE! Przeliterować? - mówił odważnie, bo wiedział że nie mam wystarczająco siły, aby cokolwiek mu zrobić. Patrzył na mnie jak na głupią i się śmiał.

- Przesadziłeś. - zeszłam ze stołka i odeszłam od niego. Był bezczelny.

- Hej, hej, hej! Gdzie ty się wybierasz? - odeszłam od niego może na 5 kroków, a on już stał przede mną.

- Daleko od ciebie! 

- Nie ma takiej opcji. Nie puszczę cię. - złapał mnie w talii i tak po prostu trzymał.

- Boże, przestań odstawiać tu jakieś dramaty miłosne i po prostu mnie puść. - powiedziałam i przewróciłam oczami.

- Nie rób tego. - puścił mnie i srogo powiedział.

- Czego? - zapytałam, bo naprawdę nie wiedziałam o co mu tym razem chodzi. Po jego zimnym spojrzeniu zrozumiałam. - Ahhh, tego? - ponownie przewróciłam oczami. Tak, o to mu chodziło.

- Powiedziałem, żebyś tego kurwa nie robiła! - niemal krzyknął i złapał mnie w nadgarstkach. To sprawiało mi ból.

- Bo co? Bo zwiążesz mi ręce i nogi i uprowadzisz? - zapytałam odważnie. - Puść mnie, to boli Justin. - powiedziałam, co sprawiło, że od razu puścił. 

- Nie. Po prostu następnym razem tego nie rób.

- A skąd taka pewność, że będzie następny raz? - zapytałam go, bo w sumie taka była prawda. Wydawało mi się, że była to jednorazowa przygoda imprezowa. On jednak chciał inaczej, bo wtedy zrobił coś nieoczekiwanego. Podszedł do mnie i w tym samym momencie poczułam jego gorące usta na mojej szyi. Jego ręce oplotły moją twarz. Jego wargi pocałowały moją szyję, a następnie jego język zostawił tam ślad. Potem poczułam tylko ssanie kawałka mojej skóry. Wiedziałam już, że celowo chciał zostawić tam malinkę. Po zakończonej robocie oderwał się ode mnie i spojrzał mi w oczy.

- A nie będzie? - powiedział szczerze, z lekkim uśmiechem. Nie odezwałam się, więc wziął to chyba jako odpowiedź. Spojrzał mi jeszcze głęboko w oczy i odszedł. Moja wiedza na jego temat ograniczała się do znajomości jego imienia i czułam się z tą myślą okropnie.


---------------------------

 

  Jak obiecałam - są komentarze, jest rozdział :)

ooooo, dzieje się! no co myślicie?! Czy Justin na pewno odszedł... tak bez niczego? Już wkrótce ciąg dalszy!

Jeśli czytacie rozdział, to go skomentujcie, proszę ♥ - natq