"Two people can look at the same thing and see it differently." - Justin Bieber
czwartek, 24 kwietnia 2014
Rozdział 16
Ważna notka pod rozdziałem.
- Co je-jeszcze powiedział? - zapytałam, bojąc się odpowiedzi.
-
Mówił, że to jego wina i w tej jedynej kwestii mu wierzę. - rzucił
zdenerwowany tata. - Nie chcę go już więcej widzieć na oczy. -
powiedział. Moje serce się złamało. Wziął całą winę na siebie, choć to
wszystko stało się z mojej głupoty. Rozum mówił mi, aby zerwać z nim
kontakty, bo to nie idzie w dobrą stronę, jednak serce podpowiadało co
innego.
-----------------------------------------------
Mama poszła dowiedzieć się, co mi dokładnie jest, a tata poszedł po coś do sklepu, więc znowu miałam okazję do przemyśleń. Nie
mogłam tak po prostu leżeć i przyglądać się, jak moi rodzice zaczynają
nienawidzić Justina. On wziął to wszystko na siebie, a prawda była taka,
że nic z tego co się stało nie było jego winą.
Do: Justin
Nie możesz tak po prostu wszystkiego na siebie zrzucać. - to właśnie z początku napisałam, ale postanowiłam, że nie będę tak sentymentalna. To prawda, Justin nie jest winny w tym wypadku, ale nie zapominajmy o tym, czego dowiedziałam się o nim od Dylana i o tym, że nie powiedział mi że uczestniczy w takich wyścigach. Tak więc nie wysłałam mu tej wiadomości, za to wysłałam inną.
Do: Justin
Nic z tego nie jest twoją winą. Zapomnij o tym... i o mnie też.
Poszło, wysłałam to! Ja całkowicie oszalałam. Przecież nie chciałam go stracić, ale wtedy miotały mną emocje. Nie myślałam, co robię. Strasznie źle się z tym wszystkim czułam. Chciałam tylko wrócić już do domu, położyć się razem z Justinem na moim łóżku, wtulić się w niego i beztrosko zasnąć. A co ja właśnie wyczyniałam? Próbowałam zerwać z nim kontakt.
Justin's view:
Zostawiłem tych wszystkich idiotów, pochylających się nad kolesiem, którego doszczętnie pobiłem i odszedłem. Przejeżdżałem koło magazynu, więc czemu by nie skorzystać. Zatrzymałem się i wysiadłem. Modliłem się, aby Samuel był wtedy w środku. Pociągnąłem za oberwaną klamkę - zamknięte. Żeby to wszystko chuj jasny strzelił. Uderzyłem pięścią w zewnętrzną ścianę budynku. Na moich knykciach pojawiła się krew. Nie zdążyłem nic więcej zrobić, bo wtedy zawibrował mój telefon. Wytarłem krew o jeansy, mając w dupie jakiekolwiek ślady. Odblokowałem telefon - wiadomość.
Od: Terri
Nic z tego nie jest twoją winą. Zapomnij o tym... i o mnie też.
Skoro do mnie pisze, to nie jest z nią najgorzej - to była moja pierwsza myśl po odczytaniu tego smsa. Nie zwracałem uwagi na drugą część tej wiadomości. Co do chuja miałoby znaczyć, abym o niej zapomniał? Czy ona sobie ze mnie żartuje? To napałało we mnie jeszcze więcej złości. Była już noc, więc postanowiłem, że z samego rana do niej pojadę. I tak właśnie zrobiłem - nie jedząc nawet śniadania wsiadłem w auto i kierowałem się prosto do szpitala. Puściłem dobry bass, który od razu mnie rozluźnił. Zapaliłem jeszcze fajkę. Trzaskając drzwiami, zdeptałem ją pod szpitalnymi drzwiami. Zauważyłem jeszcze jakiś mierzący mnie wzrok pielęgniarki. Gdyby była młoda, to byłbym miły. Jednak była już grubo po 50-stce, więc byłem dla niej dupkiem.
- Coś się nie podoba? - rzuciłem oschle.
- Nad porządkiem w szpitalu i na jego terenie pracują codziennie ludzie. Schylają się, trudzą, aby wszystko wyglądało schludnie, więc proszę, usz... - przerwałem jej.
- Wiesz co? - przeczesałem włosy, odwołując się do niej bezczelnie na 'ty'. - Mam to naprawdę głęboko w dupie, co robią ci ludzie, aby tu wszystko wyglądało schludnie. - oblizałem usta. - I tak nigdy nie zrobicie z tego miejsca cudów, bo najpierw trzeba zadbać o atmosferę w środku. - przerwałem. - A to, jak sądzę marnie wam wychodzi, bo ten szpital znany jest tylko z brudów. - posłałem jej sztuczny uśmiech na koniec i specjalnie jeszcze splunąłem na chodnik. Jeszcze nawet nie wszedłem do budynku, a już miałem ochotę z niego wyjść. Skierowałem się szybko w kierunku windy i udałem się na odpowiednie piętro, a następnie oddział. Idąc korytarzem spostrzegłem rodziców Teranee kierujących się ku wyjściu. Nie mogłem pozwolić na nasze spotkanie. Skręciłem najszybciej jak się dało, w mniej przestrzenne miejsce i poczekałem aż mnie wyminą. Udało mi się ich uniknąć, na szczęście. Bo czuję, że jej ojciec nie kontrolowałby siebie czy coś. Byłem już w odpowiednim miejscu, ale nie wiedziałem, gdzie ona leży.
- Przepraszam, gdzie leży panna Causer? - podszedłem do byle jakiej pielęgniarki.
- Causer... już sprawdzam. - przewracała kartki swojego notesu. - Sala numer 94, proszę za mną. - rzuciła. Szedłem więc za nią. Podeszła do drzwi i delikatnie zapukała. - Panno Teranee, ma pani gościa. - posłała jej uśmiech. - Jest jeszcze słaba, proszę ją oszczędzać. Długie pocałunki proszę zachować na inną okazję. - powiedziała do mnie zabawnie półszeptem. Och, ta baba miała zbytnie poczucie humoru. Mi jednak nie było tak do śmiechu. Gdy Terri mnie ujrzała, zauważyłem jak coraz szybciej podnosi się jej klatka piersiowa. Nie chciałem jej denerwować, ale sam widok mojej mordy tak na nią działał.
- Witaj. - przywitałem się, łącząc swoje wargi.
- Co ty tutaj robisz? - zapytała z zaskoczeniem.
- Chyba nie myślałaś, że tak po prostu o tobie zapomnę? - usiadłem na stołku obok jej łóżka. Nie odzywała się, więc kontynuowałem. - Terri ja rozumiem, że możesz być na mnie zła, ale to nie znaczy, żeby wszystko od razu zaprzepaścić.
- Och, grunt, że naszym przyjaciołom się układa, prawda? - rzuciła. Miałem wrażenie, że chciała mi dopiec, chciała, abym poczuł się zgorszony lub coś w tym stylu.
- Jakim przy... - dopiero się ocknąłem i zrozumiałem. - Skąd wiesz, że Dylan jest moim przyjacielem? - zaskoczyła mnie. Przecież nie wspominałem jej nic o Dylanie i naszej przyjaźni.
- Tak się złożyło, że zanim przyszłam wczoraj na te cholerne wyścigi, to byłam z nimi na imprezie. - mówiła. - I wychodzi na to, że twój kolega cię w czymś wydał.
- Co? O co chodzi? - byłem zdezorientowany.
- Wiesz, dla ciebie to może nic takiego, ale ja nie wiem jak mam reagować, gdy ktoś mówi mi, że jesteś niezłym łamaczem serc. - zreasumowała.
- Teranee, przestań go słuchać. Naprawdę masz zamiar wierzyć we wszystko, co o mnie usłyszysz? Bo tak się składa, że nie mam w tym mieście najlepszej opinii. - to była prawda. Moja opinia była serio do dupy. Ludzie uważali mnie za najgorszego. I w sumie po części mieli rację.
- Słuchaj, ja naprawdę nie wiem co mam robić w takiej sytuacji. Nie poznałam cię jeszcze na tyle dobrze, żeby w jakikolwiek sposób móc cię oceniać. - mówiła ze spokojem, wpatrując się w moje oczy.
- Właśnie. - złapałem jej dłoń. - Więc pozwól sobie mnie poznać. Chcę tego. Chcę, abyś mnie dobrze znała. Bo ja.. - zrobiłem przerwę. - nie jestem w stanie o tobie zapomnieć. - popatrzyła na nasze splecione dłonie i się uśmiechnęła. To chyba dobry znak, prawda?
Dobra, więc mam trzy rzeczy do ogłoszenia/przekazania etc. :
-strasznie wam dziękuję za tyle wyświetleń! To dla mnie naprawdę wielka uciecha widzieć, jak te wyświetlenia z dnia na dzień rosną. Dziękuję. :)
- dziękuję za komentarze! Jeju, nawet nie wiecie jak bardzo mnie one motywują! Serio, dzięki nim chce mi się pisać. Jednak, wiem, że te 6 czy 7 komentarzy dodała jedna i ta sama osoba - więc proszę cię, osóbko z dobrym serduszkiem, doceniam to, że chciałaś abym była szczęśliwa i w ogóle, ale dodaj jeden komentarz, bo fakt że będzie ich dużo ale wszystkie będą twojego autorstwa nie do końca mnie uszczęśliwia :(
Właśnie zaczęłam czytać twojego bloga. Cudowny ale bardzo różni się od innych. No niestety różni się tym ,że jest gorszy ale mimo tego będę czytała. Życzę weny i czekam na następny rozdział :)
Niesamowity !! *.* nie mogę doczekaćsię następnego ,a najbardziej jak będą razem! <3
OdpowiedzUsuńKOMENTUJCIE LUDZIE! :)
Super czekam nn :)) Oby był szybciutko <3333
OdpowiedzUsuńŚwietny ,żeby tylko byli razem :) Chociaż nwm czemu lubię spiny między nimi ale lepiej jak będą w związku i wtedy spiny :p
OdpowiedzUsuńWłaśnie zaczęłam czytać twojego bloga. Cudowny ale bardzo różni się od innych. No niestety różni się tym ,że jest gorszy ale mimo tego będę czytała. Życzę weny i czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuń