"Two people can look at the same thing and see it differently." - Justin Bieber

piątek, 23 maja 2014

Rozdział 20

- Do zobaczenia. - następnie wyszłam z jego auta i skierowałam się w stronę domu. Jeszcze raz się obróciłam i wysłałam mu buziaka, co odwzajemnił. Poczekał, aż bezpiecznie wejdę do domu i odjechał. Spojrzałam na zegarek w telefonie - 23:15. Trochę się zasiedziałam. Weszłam do salonu, gdzie siedział tata.

- Cześć tato. - spojrzałam na niego z obawą, że będzie na mnie zły, jednak mimo moim obawom, nie było tak, jak przypuszczałam.


------------------------------------------------------------------------------------------------

   

- Gdzie ty się podziewałaś, młoda damo? - podniósł na mnie wzrok.

- Ja... ummm. - zacięłam się. - Byłam z Mią w mieście. - posłałam mu uspokajający uśmiech, mając nadzieję, że to kupi.

- Jest po 23, a wy spacerujecie po mieście? - zmarszczył brwi. - Coś mi tu śmierdzi...

- Może pora się w końcu umyć! - usłyszeliśmy głośne krzyki, dobiegające z drzwi wejściowych. Gdy zobaczyłam, kto to powiedział, wybuchłam śmiechem. Zaczęliśmy się wszyscy śmiać. Mówiąc "wszyscy" mam na myśli moich dwóch kuzynów oraz ciotkę, którzy w czwartek, o 23 postanowili do nas wpaść. Okazało się, że zostają na kilka dni. Świetnie. Pewnie zamiast urwać się gdzieś po lekcjach z Justinem, będę musiała zostać z nimi w domu albo co gorsza - gdzieś z nimi iść. W sumie lubiłam, gdy nas odwiedzali, ale teraz zjawili się nie w porę. Albo w porę, bo wybawili mnie od spowiedzi mojego ojca...

Młodszy jest Blake i ma 14 lat, a starszy - Christian, który ma 17 lat. Jest o rok starszy ode mnie. I w sumie wyładniał... Ale mniejsza o to. Resztę wieczoru spędziliśmy na gadaniu, oglądaniu filmów - horrorów, gdzie chłopcy mnie straszyli i komedii, przy których uśmialiśmy się do łez. Ten wieczór mogę zaliczyć do nadzwyczaj rodzinnych i przy tym bardzo miłych.


Justin's view:

Po randce z Teranee, pojechałem do domu. Pewnie gdybym powiedział to przy niej, skarciłaby mnie, mówiąc że to nie była randka, ale cóż... ja wiem swoje. Żałuję, że sytuacja w aucie skończyła się tylko tak. Bo hmm, tylko mnie to niepotrzebnie podnieciło. Ale dążymy do celu. Nie to, że chcę ją wykorzystać czy coś, ale jej ciało... Muszę przestać, bo mam brudne myśli. Sorry.

Wszedłem do domu, ściągnąłem kurtkę i buty i udałem się do kuchni. Mama leżała już w łóżku i oglądała tv, Jaxon spał, a Jazzy spotkałem przy lodówce. Tata, ugh. Nie mówiłem o tacie. Jego praca jest pokręcona, bo polega na jeżdżeniu ciężarówką. Tak więc mój ojciec bywa w domu raz na trzy, cztery miesiące.


- Co ty tu znowu robisz, żarłoku? - chciałem ją zdenerwować.

- Odczep się, okej? Po prostu zgłodniałam. - rzuciła.

- A czy ty przypadkiem nie jesteś na diecie? Bo wiesz... jedzenie o 23 nie jest zdrowe. - posłałem jej złośliwy uśmiech. Ta podstępna żmija chciała pewnie rzucić jakąś ripostę, więc podeszła do mnie bliżej, ale gdy poczuła mój zapach, jej kąciki ust durnowato podniosły się do góry.

- A czy ty przypadkiem nie pachniesz jakąś kolejną, tanią dziwką? - podniosła brew. Przesadziła.

- Jazzy, uważaj so... - przerwała mi.

- Maaaaamooo! - zaczęła drzeć ryja na cały dom. Dzięki Bogu Jaxon się nie obudził. - Justin pachnie damskimi perfumami. - weszła do pokoju mamy. Czy ona musi być taka wkurwiająca?

- Jazmyn, zamknij juz swoją niewyparzoną gębę.

- Justin!

- Co? - odpowiedziałem mamie.

- Język! - skarciła mnie.

- Oczywiście...

- Więc jak to jest z tym damskim zapachem? - zapytała zaniepokojona. Wiedziała, że nie jestem stały w uczuciach. Wiedziała, że często nie szanuję kobiet. Ciągle uczyła mnie, aby to zmienić, ale niezbyt jej to wychodziło.

- Wy to się jakoś zmówiłyście? - wskazałem na nie obie.

- Justin, pamiętaj, że kobieta to skarb. Nie rzecz. - zaczęła. - Nie tak cię wychowałam.

- Wiem, mamo. Spokojnie, wszystko jest pod kontrolą. - uspokoiłem ją, podszedłem i pocałowałem w czoło. To była jedyna kobieta, którą tak mocno kochałem i szanowałem. No i Jazzy... jeśli to w ogóle można nazwać kobietą, bo jak na swoje 15 lat nie zachowuje się dojrzale.

- Dobranoc. - powiedziałem. - A ty diable do spania! - krzyknąłem do Jazzy, zmieniając głos na zabawny.

- Zapytaj się tej laski, gdzie kupiła perfumy, bo naprawdę świetnie pachną. - puściła mi złośliwie oczko i poszła do swojego pokoju. Nieznośny bachor.


Teranee's view:

Rano obudził mnie Blake, wchodząc do mojego pokoju i drąc japę czy chcę kawę, czy herbatę. Była 5 rano, a ten idiota już nie spał.


- Czy.. ciebie... pogrzało? - zapytałam zaspana. Przetarłam oczy.

- Nie marudź! Chyba dobrze, że cię obudziłem, bo przynajmniej nie zaśpisz do szkoły! - powiedział na swoją obronę.

- Do szkoły mam jeszcze 3 godziny kretynie. - szkoda słów. Zebrałam się z łóżka i w piżamie powędrowałam na dół, aby wypić ciepłą herbatę. Siadając na kanapie, mało znów nie zasnęłam. Jednak mój czujny kuzyn co chwila mnie szturchał, więc to było niemożliwe. Włączyliśmy jakąś bajkę i tak spędziliśmy godzinę. Potem zaczęłam szykować się do szkoły, aż w końcu do niej poszłam. Było tam jak zawsze - nudno. Jedyną pozytywną rzeczą, a raczej osobą, którą mogłam spotkać w tej szkole była Mia.


- Mia! - rzuciłyśmy się sobie w ramiona gdy tylko się ujrzałyśmy.

- O mój Boże, moja laska! - krzyknęła zabawnie. Rozmawiałyśmy praktycznie na każdej lekcji, na której byłyśmy w jednej klasie. Bo niestety każdą lekcję mam z innymi osobami. Taki jest system mojej szkoły. Nauczyciele musieli nas co chwilę uciszać. To ich problem, nie mój. Nie widziałam swojej przyjaciółki prawie tydzień... Lekcje mijały, czas również. Martwiłam się trochę, bo Justin od rana się jeszcze nie odzywał. Gdy o nim myślałam, zawibrował mój telefon. Spojrzałam na niego - połączenie przychodzące od Justin. Nie mogłam wtedy odebrać, bo trwała lekcja. Niech to szlag. Napisałam mu sms'a.


Do: Justin

Mam lekcje, matole! Zadzwoń o 14. Wtedy kończę.


Wysłałam. Nazwałam go matołem specjalnie, bo wiedziałam, że wtedy się zdenerwuje. Hmm, lubię go drażnić.


Od: Justin

Za tego matoła policzymy się później. Btw - nie możesz się wyrwać?


Czy jego można nazwać normalnym? Po długiej przerwie przyszłam do szkoły, a on życzy sobie, żebym uciekła z lekcji. Niepoważny, do prawdy.


Do: Justin

Justin, ja próbuję się teraz uczyć! Po szkole też mam masę nauki. Miłego dnia.


Schowałam zdenerwowana telefon do torby. Zauważyłam wzrok pani Louserty, która uczyła mnie fizyki. Lubiłam fizykę, ale ta baba za mną nie przepadała. Gdy skupiłam się już w miarę na lekcji, szturchnął mnie w plecy siedzący za mną Josh. Chciał dać mi karteczkę, lecz wzrokiem pokazał mi zirytowaną panią Louserty, stojącą nad moją ławką.


- Czy panna Causser chce dziś zostać w oślej ławce? - przechyliła głowę na bok.

- Oczywiście, że nie. Co za pytanie... - próbowałam w jakikolwiek sposób się postawić.

- Więc proszę uprzejmie - podnosiła stopniowo głos - się zamknąć! - wykrzyczała. Zrobiłam skwaszoną minę i postanowiłam nic już do niej nie mówić. John za wszelką cenę chciał dać mi karteczkę, więc wstał i udał się do śmietnika, a w drodze powrotnej sprytnie położył kartkę obok mojego piórnika. Otworzyłam ją i przeczytałam:


Skoczymy na przerwie do MilkShon'a?


Stwierdziłam, że to kolejny, nienormalny człowiek. Narażał mnie na oślą ławkę, czyli popołudniowe siedzenie w jakieś piwnicy tylko dlatego, by zapytać się czy pójdziemy na przerwie do gównianego sklepu? Dość.

MilkShone był sklepem niedaleko od mojej szkoły, gdzie można było kupić jogurty, shake'i, lody i tym podobne przekąski. Robili tam naprawdę niezłe shake'i. Jogurty też były okej. Wyczekiwałam dzwonka i gdy ten tylko zadzwonił, udaliśmy się do tego właśnie sklepu. Kupiliśmy co mieliśmy kupić i szliśmy z powrotem w kierunku szkoły, na dwie ostatnie lekcje. 

Zadzwonił Justin


*rozmowa telefoniczna*

 


- Witaj ślicznotko. - wyśpiewał entuzjastycznym tonem. - Ładnie to tak przechodzić na czerwonym świetle? - mimo że go nie widziałam, mogłam wyczuć dziki uśmieszek na jego twarzy.

- Czy ty mnie śledzisz? - zapytałam przestraszonym tonem.

- Kim był ten facet, z którym szłaś? 

- Jaki facet? O co ci chodzi? - zaśmiałam się z jego zazdrości.

- Terri, szłaś z nim, w rękach trzymaliście shake'i. - zaznaczył.

- Wow, masz naprawdę dobry wzrok. - spostrzegłam. Nie miałam zamiaru ustąpić.

- Więc kim on był? - nadal dociekał.

- Kolegą ze szkoły.

- Yhmmm. - wyobraziłam sobie jego niezadowoloną minę. Niemal zaśmiałam się na głos. - Co jest tak zabawnego? - zapytał, słysząc mój chichot.

- Twoja zazdrość.

- Co proszę? - udawał, że się krztusi. - Nieważne. Przyjadę po ciebie do szkoły. O 14, tak? - chciał się upewnić. On.chce.po.mnie.przyjechać? Jeny, ja chyba śnię.

- Narażasz się, na setki oczu lasek prześwietlających cię. - chciałam go ostrzec. 

- Jakoś mi to specjalnie nie przeszkadza. - dogryzł mi.

- Dupek.

- Widzimy się o 14, skarbie. - pewnie puściłby mi teraz oczko.

- Do zobaczenia. - rzuciłam na pożegnanie, lekko się uśmiechając.



*koniec rozmowy telefonicznej*



Nie wiem, co on zamierza ze mną robić, ale w sumie mało mnie to obchodzi. Ważne, że będę przy jego boku.

Dwie lekcje zleciały bardzo szybko. Spędziłam je oczywiście na rozmowie z Mią. Umówiłyśmy się na jutro, aby pogadać i posiedzieć przy babskich filmach. Dzisiejszy dzień zarezerwował już Justin.


- On chce po mnie tu przyjechać. - powiedziałam nieśmiało.

- Cooooo? Żartujesz?! - jak to ma w naturze Mia, wydarła się na cały korytarz, gdy stałyśmy przy szafkach.

- Trochę dyskrecji, głupku. - zaśmiałam się patrząc, czy nikt nas nie obserwuje. - W zasadzie to pewnie już na mnie czeka. - przygryzłam z nerwów wargę. Stresowałam się trochę, że ludzie pomyślą od razu, że jesteśmy razem czy coś. To byłoby niezręczne. Po wyciągnięciu i zostawieniu książek w szafce, wyszłyśmy ze szkoły. 


Justin's view:

Stałem oparty o swoje auto. Miałem założone okulary, bo świeciło słońce. Założyłem też fullcap, który ubrałem daszkiem w tył. Obserwowałem naturę, dopóki ze szkoły nie wyniósł się dźwięk dzwonka, a wraz z nim masa bachorów, wychodzących w tłumie z budynku. W sumie mieli już po 16, 17 lat, ale zachowywali się jak banda dzieciaków. Od razu zauważyłem kilka damskich spojrzeń, lecących na mnie. Oblizałem usta. Wiedziałem, co te suki lubią. Rozglądałem się za Terri, gdy w końcu ujrzałem niską istotę. Jej brązową czuprynę mogłem rozpoznać z bardzo daleka. Wyglądała smacznie. Wyróżniała się wyglądem od innych dziewcząt, bo była niesamowicie zgrabna. Jej spódnica była zajebiście dopasowana, a bluzka sięgająca przed pępek zaznaczała jej chudą talię. Widziałem chłopaków, którzy wręcz oblizywali się na jej wygląd. Przykro mi frajerzy, ona nigdy nie będzie wasza. 

W końcu Teranee mnie zauważyła i z książkami w ręce, z torbą przewieszoną na ramię, powalającym wyglądem i jedynym takim uśmiechem, zaczęła stąpać w moją stronę.


------------------------------------------------------------------


Witajcie. :) 


Więc tak. Z góry przepraszam, że tak późno dodaję rozdział. To przez masę nauki, brak czasu i w pewnym sensie brak weny. Lecz to ostatnie to najmniejszy problem.

Mimo tego, że nie udało wam się zgromadzić 8 komentarzy - dziękuję za te 6, które napisaliście.


Pamiętajcie, że one nie są dlatego, że tak mi się po prostu podoba, tylko muszę wiedzieć, ile osób czyta te opowiadanie i muszę poznawać wasze opinie. Także wszystko jest robione dla waszego dobra. :)


Starałam się nad tym rozdziałem, jednak jest on niesprawdzany, więc jak wystąpi jakiś błąd, to nie denerwujcie się - ja go poprawię. 


Tak więc czekam na wasze opinie. I nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy pojawi się następny rozdział. Po prostu gdy będę miała czas - zrobię to. :)

 

Jak zwykle - możecie znaleźć mnie tu - ask i tu - twitter. Zapraszam :)





Trzymajcie się ciepło, słonka. #muchlove


3 komentarze:

  1. Rewelacyjny !! *.*
    Nie mogę doczekać się nexta!! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty sobie jaja robisz czy co ? 23 maja wstawiłaś post a jest 24 sierpnia nic dziwnego że tracisz czytelników

    OdpowiedzUsuń